Ciuchy i wasz styl.

A proszę...
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Ja widziałam akurat inne, ale e tam...

Czy to są glany na obcasie, to ja bym sugerowała się poważnie zastanowić. Bo nie mają nakładki na noskach i glanowej podeszwy. Już się nie liczą. x>

Dlatego mówię, że widziałam inne. :ym:

A te mogą dać ogólny obraz, jak to mniej-więcej wygląda. Nie mogę znaleźć tamtych, ale liczę, że ktoś je odnajdzie. Polecam allegro (nie chce mi się szukać, a rockmetalshop miałam akurat otwarty xP).

Ja się uparłam i znalazłam tylko [link widoczny dla zalogowanych]. Ale nadal nie ma nakładki na nosku. x<
Rakmietalszop odmawia w tej chwili posłuszeństwa, to nie zaprezentuję, co mi się jeszcze podoba w tym tonie. x>
A, a, [link widoczny dla zalogowanych] też ładne, eleganckie takie i wogle :ym:

Ciekawe, ile by te eleganckie wytrzymały... :ym:

Ciekawe, co by powiedzieli znajomi, gdybym się w czymś takim pokazała. I jeszcze z żółtymi sznurówkami (bo zawsze chciałam mieć glany z żółtymi sznurówkami. Takie zboczenie, o.)

Taaaakh! Ja też! I to nie fluorescencyjny żółty, tylko taki:

Mhrau.
Teraz muszę poczekać do końca sierpnia, aż będą nowe, dwudziesto dziurkowe glańce w sprzedaży, a potem poszukać zapasowych, dwu metrowych sznurówek w wersji czarnej i żółtej właśnie... x>

Jej. *.*
Czy tutaj wszyscy noszą glany? O.O
Czy tylko ja nie chcę mieć glanów, nigdy nie chciałam y f ogóle? Czy tylko ja wyznaję kult Adidasów, Reeboków, Nike'ów i całej reszty? ^^
Wiecie co, przez was czuję się ałtsajdersko. <;

A ja o butach z Szydłowskiego, ahahahah. Żenial. :ym:

Cicho Eni, ja też zaraz coś żenialnego powiem. x>
Na to wygląda, że wszyscy lubią. x>
I ja też lubię. I [link widoczny dla zalogowanych] też lubię, to znaczy mi się podobają, ale ich nie mam i nie jestem pewna, do czego bym je mogła nosić i czy bym miała odwagę coś do nich skompletować. ;>
I mam piękne, stabilne sandałki z czerwoną skórką na wieeelkiej szpili od Lasockiego; może nie tak trendy, jak Szydłowski, o którym nawet nigdy nie słyszałam, ale są. ;>

Jeśli o mnie chodzi te glany na obcasie dość koszmarne, kojarzą mi się tylko i wyłącznie z najstarszym zawodem świata, te ostatnie buty zresztą też.

Ostatnio ja w sandałach i adidasach głównie chodziłam, ewentualnie gdzieś się japonki od czasu do czasu przewinęły.
Z kolei na obozie to głównie sztyblety z wiadomych powodów, no chyba, że akurat chciało mi sie lecieć do pokoju i je zmienić, co rzadko sie opłacało bo w stajni większość dnia sie spędzało.

Szydłowski pochodzi rzekomo od Ryłko. Więc Szydłowski równa się Ryłko. O Ryłko musiałaś zaś słyszeć. <;
A osobiście sandałów nie noszę, bo moje nogi się do tego nie nadają i w sandałach brzydko wyglądają. Ogólnie, to moje nogi wyglądają dobrze tylko w pełnych butach, przy czym takowe nie mogą być wielkie, jak popularne teraz gigantyczne, białe Reeboki, tudzież ich podróbki, bom dziewczę na ogół drobne i nosząc duże buty wyglądam nieco śmiesznie. (;

Katze. Te. Buty. Są. Okropne.
Lateksowe. Lateksowe!
(Za to kolor sznurówek - idealny wprost, idealny!)
Eni, ja cię pocieszę, że posiadam adidasy i nawet w nich chodzę. To znaczy, chodziłam, póki nie zakupiłam trampek (co było chyba z rok temu. I jeszcze się trzymają, skubane!). Glanów nie posiadam, bo rodzicielka twierdzi, iż są niezdrowe (bardziej niezdrowe jest, moim skromnym zdaniem, chodzenie na koncerty w trampkach. Ale kto by sie tam czepiał...). Chyba, że znajomi zrobią zrzutkę i kupią mi na urodziny, o czym napominam im od dłuższego czasu. Rozmiar 37/38.

Katze, tym butom mówię stanowcze nie. Nie mój stajl. To są szpilki! A kysz!
A buty Ryłko się rozpadają, ot co. Rozpadają się one. Miałam i się rozpadły. Rozpadły się one.
A od adidasów wolę trampki, jeśli już mowa o lżejszym obuwiu.
Dziękuję ze uwagę. :ym:

Mi podobają się glany, ale ich nie mam

.
Mam za to znoszoną parę "adidasów".
Tanie, jakiejś tandetnej firmy, ale trzymają się już drugi rok. :ym:

Co przy mnie jest rekordem - ostatnie trampki szkolne rozpadły się po miesiącu, ostatnie sportowe po pół roku :raa:

.
Moje ukochane butki teoretycznie są białe. Teoretycznie, bo teraz ich kolor to bliżej niezidentyfikowany odcień szarości pomieszany z czernią i bielą.
Mój pies dobrał się do nich kilka razy. Przeżyły zalanie wodą. Nie jedno. Mimo to żyją i zamierzają żyć jeszcze długo

.
Nie pasują mi kompletnie do niczego. Wyobraźcie sobie mnie w czarnych bojówkach, czarnej sportowej bluzie, z kolczykami w kształcie czaszek(moje ukochane

) i białych butach...
Ale dla mnie buty nie mają aż tak wyglądać, mam się czuć dobrze. A te butki są nieziemsko wygodne. Mają rozmiar 41 ale są tak rozjechane, że teraz to conajmniej 43.

Moje koleżanki mają po kilkanaście par butów, a ja mam tylko te "adidaski", trampki, klapki i sandałki, no i jakieś na zimę, bo mnie więcej nie potrzeba. A wy?
Bo nie wiem, czy tylko ja nie wychodzę z centrum handlowego bez kolejnej pary modnych klapek czy "baletek"... :raa:

Majne adidasy, firmy Adidas, które siostra kupiła mi w Anglii za równowartość ceny przeciętnych butów sportowych, czyli tych za około 60-70 zł, trzymają się od sierpnia zeszłego roku, przeżyły niezliczoną ilość wyczerpujących rozgrzewek i wiecie co? :ym:

Wyglądają jak nowe, dopiero co kupione. <; A chodzą słuchy, że w tym roku kupiła mi jakieś znów wraz z malutką stertą innych ciuszków. XD

A trampki też chciałam, tylko żadne Conversy mi nie przypadły do gustu. To znaczy były jedne, czarne, w białe grochy, ale mama mnie wyśmiała i powiedziała, że ohydniejszego dizajnu nie mogłam sobie wybrać. ==''
A wyznaję zasadę, że jak trampki, to porządne - chociaż nie wiem czy się mi takowe w ogóle opłaca kupować, jeszcze nigdy ich nie posiadałam, aż wstyd się przyznać.
Moja rodzicielka zaś proponowała mi zakup glanów w zeszłym roku i dwa lata temu - bo nie ma lepszych butów na zimę, bo są porządne, bo nie przemokną, blablabla. Zastanawiam się, z jakiej planety wzięli się moi rodzice, skoro zachęcają mnie do nabycia glanów. Takie zachowanie jest kompletnie nierodzicielskie.

Baletki. W wersji pseUdo-trampki. Zgiń, przepadnij, maro nieczysta! x<
Szpilki? Nogi ładnie wyglądają w szpilkach. :ym:

Ale inne obuwie niż nieśmiertelne trampki trzeba mieć - więc mam klapki, jedne subtelne koturny, jedne już wspomniane 'sandałki' (to są szpilki, ale na pudełku stało sandał), czarne buciki na paseczki z kieliszkowym obcasikiem do sukienki wieczorowej. I prawdziwe szpilki bez tych obrzydliwych, ciżmowatych szpiców. x>
I GLANY. O.
A to NIE jest lateks, nie, nie, nie! To skóra. Chociaż nadal wątpię, żebym miała odwagę i do czego je ubrać. ALE: efektu nie determinują jedynie buty. Do tego jeszcze jest góra, która może tylko pewne skojarzenia spotęgować, lub wręcz na odwrót. Ale mają szpiczaste noski, blah.
Alv, jak to poeta powiedział, bo każda kobieta ma w sobie coś z dziwki, nie wiedziałaś? ;>
Eni, o Ryłku słyszałam, owszem. Nawet widziałam kopciuszka, który jego butów nie chciał. A tradycyjne adidasy znienawidziłam, odkąd mam glany. Chyba, że takie lekkie, bez pięty, które widziałam jakieś pięć, sześć lat temu i nie mogę ich teraz spotkać. x>
Trampki można kupić za dychę i po dwóch miesiącach przetrze się materiał na zapiętku, odpadnie trochę gumy, a reszta będzie przecierała sztywne skarpetki na pięcie. Jak jest z drogimi to nie wiem, bo nigdy mi się nie chciało tego fristajlowego byrzydkiego buta kupować.
Japonki: choć ich nie lubię, bo mi za bardzo 'klaskają', to ostatnio widziałam je w dosyć ciekawej wersji. Chyba się skuszę.
A takie

sznurówki to ja będę mieć, bo wiem gdzie są i są tam nieustannie, muahahahaha. ;>

Nie wiem co macie do baletek

. Ja mam ich troche. Jedne czarne, jedne brązowe i pare kolorowych. No i lakierki. To jest moja miłość. Najbardziej z moich butów lubie czerwone lakierki. Butów na obcasie mam bardzo mało, a już wogóle nie mam butów z długimi noskami albo na szpilkach. Adidasy posiadam. Białe. Duże. Z gwiazdkami

.
Glany miałam, ale juz ich nie nosze, bo beznadziejnie wyglądaja do rurek.

Glany do rurek? Taki pomysł nie miał szans na powodzenie. xP

Wiem, dlatego zainwestowałam w kozaki.

[link widoczny dla zalogowanych]?

Ja nic do baletek nie mam (chyba, iż są wręcz esencją kiczu). Sama mam podobne buty - może nie baleriny, ale trzewiczki do spódnicy owszem. Zrobiły one furorę wśród znajomych bo w upalne dni chodziłam w nich zamiast sandałów. A chodziłam wszędzie, wszędzie. Mają staż niegorszy od trampek.

A ja sobie kupiłam swoje buty na obcasie. Ładne delikatne czarne i co najważniejsze nielakierowane. Podobają mi się strasznie. Jeszcze tylko muszę nauczyć się w nich po ludzku chodzić xD.
Obcas 6,5 cm, czyli taki ok. nie za długi, ale też nie za krótki.

Eni, ty się czujesz jak ołtsajder? xD
Ostanie szpilki, które na sobie miałam pękły prawie natychmiastowo, a ostatnie buty na obcasie, które założyłam na bal gimnazjalny (buhahahaha, i pomalowałam sobie usta na ciemno, krwistoczerwony, w ramach buntu, albo po prostu fazę miałam, w każdym razie wyglądałam jak zdzira xD, póki mi się ta szminka nie zjadła) też się zepsuły, mimo że miały obcas o grubości z dwóch centymetrów.

Jestem w posiadaniu zdartej pary adidasów (po pielgrzymce), trampków, glanów (białych!), i dwóch par sandałów, przy czym jedne są typowo męskie i skórzane (ale za to jakie wygodne!).
Nigdy mnie do butów nie ciągnęło.

Ostatnio, na skraju załamania nerwowego, kupiłam sobie czarne rury. Żeby nigdzie nie można było dostać pary normalnych, nie nacekinowanych, ani nie naszywkowanych, czarnych dżinsów, to już lekka przesada. Te moje miały cyrkonię, czy też inne szkiełko, w guziku. Na szczęście guzika już nie ma.
Poza tym czuję się dziwnie, bo przy wyborze plecaka miałam nieodpartą wręcz pokusę kupienia sobie takiego w lalki Barbie. Ewentualnie w samochody. Bo w Pokemony już nie ma. (A za czasów mojej młodości!...) Widok takiego plecaka, przy czarnych, wynaszywkowanych, zamazanych korektorowymi hasłami politycznymi i nazwami słuchanych zespołów, czy przy też zwykłych, brązowych, szarych, khaki, torbach, jest bezcenny. Ale ludzie w autobusie i tak się na mnie dziwnie patrzą. Godząc praktyczną i obłąkaną część mojej natury kupiłam sobie jasnofioletowy plecak, któremu już obcięłam rączki, posyłając w diabły gwarancje.

Katze napisał:

[link widoczny dla zalogowanych]?

ZGIŃ! PRZEPADNIJ!!!
Białe kozaczki kojarzą mi sie z modą panującą w jednej z dyskotek Poznania - PULSARU....chodzące gorące 12 w "białych kozaczkach ryjących podłogę" w towarzystwie napalonego 20 latka...bleeeeh do kwadratu.
Ja sama posiadam róźne buty, od adidasów, poprzez tzw."skate street shoes", baletki, trampki i inne takie...ale przyznam, nigdy nie miałam glanów.

Buah xD Białe kozaczki są żenialne po prostu, żenialne!
A Cua znów się ścięła. Oczywiście, fryzjerka uprawiała na jej głowie twórczość swawolną, więc wyszło całkiem coś innego, niż z zamierzeniu być miało. Teraz na głowie figuruje mi kwadratowa grzywka rodem z teledysku piosenki 'mru mru', reszta włosów niekoniecznie. Problem jest w tym, iż taką fryzurę trzeba utrzymywać w nienagannym stanie, a nie praktykować czesanie przez wiatr. A ja sie do roboty nie nadaję. Ciągle zaglądam w lustra, sprawdzając, czy wszystko dobrze leży. Obsesji można dostać, no dosłownie.

Cua, ja zawsze też eksperymentowałam z włosami (od dugich do pasa, po krótkie na "zapałkę"), ale od pewnego czasu znalazłam idealną fryzurę dla siebie. Włosy lekko cieniowane, trochę za ramię, grzywka scięta w "trójkąt"(od lewej strony małe wcięcie w postaci trójkącika, i dalej scięta do prawej na ukos...). I wcale nie mam zamiaru jej zmienic, chociaż często mnie kuszą niektóre "gazetowe" fryzury.Jednak nauczyłam się, że taka gazetowa fryzura jest tylko w gaziecie.I przez chwilę.

Grzywkę 'trójkącikową' praktykowałam ostatnio, można by rzec. I muszę stwierdzić, że jest to cięcie bardzo ładne i wygodne. Ale ja nie lubię monotonni, a kiedy fryzjerka jeszcze jest zdolna... :ym:

Labellui Cua napisał:

Ale ja nie lubię monotonni, a kiedy fryzjerka jeszcze jest zdolna... :ym:

Oczywiście, do niedawna (a nawet w sumie teraz) nie lubiłam monotonii. Jednakże... nie wiem. Chwilowo uciekło moje zamiłowanie do eksperymentowania z fryzurą. odrosną troszkę włosy, pomyślę, w każdym bądź razie moja pani fryzjerka mówi, ze ma coś dla mnie w zanadrzu na przyszłość

Labellui Cua napisał:

a kiedy fryzjerka jeszcze jest zdolna... :ym:

Gdzie są zdolne fryzjerki? Powiedz bo akurat pilnie potrzebuje.
Ja prawie zawsze trafiam na takie że jak wychodze to płakać mi się chce. One po protu nie rozumieja dwóch słów "nie cieniować".

Moja by zapytała "A co to znaczy?"
Ja nie chodzę do fryzjera

, chyba, że na podcięcie końcówek. Ja tam w ogóle do fryzjerów zaufania nie mam, do tego stopnia, że przed komunią(dokładnie 2 tygodnie), usiadłam przed lustrem i ciachnęłam sobie fantazyjnie grzywkę. O. I wyszło nawet...ciekawie

.

Teraz nie obcinam i nie eksperymentuję, chcę mieć jak najdłuższe włosy. potem będę je mogła zaplatać w taki ciasny, długi warkoczyk z tyłu, a z przodu sobię grzywkę wycieniuję na skos. I bedzie kul. :lol:

Iwka napisał:

Gdzie są zdolne fryzjerki? Powiedz bo akurat pilnie potrzebuje.
Ja prawie zawsze trafiam na takie że jak wychodze to płakać mi się chce. One po protu nie rozumieja dwóch słów "nie cieniować".

We Wrocławiu jest, tak tak. A jej talent objawia sie tym, że iż nawet jeśli idziesz tam bez konkretnego pomysłu, to ona i tak zetnie jak trzeba i 'dostosuje się' do twarzy.