Forum Saphira.fora.pl Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 A może nie wszystko jest stracone? // by Eni, ebałt Aidan L. Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Enigmatyczna
..::LOMptcMssm's Head::..(ExtraMod)
..::LOMptcMssm's Head::..(ExtraMod)



Dołączył: 01 Lut 2006
Posty: 4068 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: że znowu.

PostWysłany: Wto 17:28, 13 Mar 2007 Powrót do góry

Praca konkursowa, dzięki której {dobrze, nie oszukujmy się... nie dzięki pracy, ale dzięki pytaniom dx} zdobyłam miejsce drugie w kategorii FF.

Jednoczęściówka, o Aidanie Lynchu. Każdy, kto czytał serię Rowling z pewnością go zna. Smacznego i miłego wyszukiwania błędów.

{to nie jest szczyt moich umiejętności. W gruncie rzeczy, jestem z tego bardzo niezadowolona. Wyszło jak wyszło, ckliwie, nieciekawie i nudno. To jest moja wada - nigdy nie umiem się streścić i o wiele bardziej preferuję pisanie wieloczęściowych opowiadań, gdzie zgrabnie mogę bawić się z akcją, przenosząc ją z jednego miejsca do drugiego. I tak, ostrzegam, że dla wymagających i upragnionych przeczytania prawdziwego dzieła uczta to bynajmniej nie będzie. Ach, i akapity się gdzieś zawieruszyły. Z góry przepraszam za tą niedogodność.}


Wciąż – po tylu latach - pamiętał uczucie euforii i niepohamowanego szczęścia. Przez następne dwa dni nie mógł uwierzyć w to, co stało się tak szybko i nieoczekiwanie. Oczami wyobraźni ciągle widział sto tysięcy ludzi zasiadających na trybunach wielkiego stadionu, wpatrzonych w siedem zielonych plamek śmigających w powietrzu na Błyskawicach. Osobiście poniósł wielką porażkę; siedemnastoletni chłopak pokonał obiecującego szukającego Irlandii, który chwilę później, półprzytomny i na skraju wyczerpania, w swoich rękach trzymał najwspanialsze trofeum pod słońcem. Jednak jego drużyna wygrała, zapisała się na kartach historii quidditcha, tuż obok równie wspaniałych i wielkich zwycięzców z poprzednich lat. Sto siedemdziesiąt punktów otworzyło drogę do spełnienia największych marzeń.
Aidan Lynch, pomimo wielkiego sukcesu Irlandii w roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym czwartym, przez kolejny sezon był niemiłosiernie krytykowany przez wszystkich dziennikarzy, reporterów, byłych sportowców i samych kibiców. Fakt, że dał się nabrać na sztuczki dzieciaka, który dopiero co wchodził w dorosłe życie, na zawsze przekreślił jego karierę. Wielkie odkrycie przerodziło się w wielkie rozczarowanie jego nieudolnością w potyczce z Krumem.
Grał jedynie przez cztery następne sezony, większość tego czasu spędzając na ławce jako rezerwowy szukający. W barwach Irlandii zagrał jeszcze siedem razy, po piętnastu minutach łapiąc znicza. Śmiesznie słabi przeciwnicy i on - Aidan Lynch, który mógł się poszczycić osiągnięciami, o których inni nawet nie marzyli! Nic nie zapowiadało takiego obrotu spraw. Poświęcając tyle czasu na treningi i zapominając o reszcie świata, liczył na wielki sukces. Zmarł w zapomnieniu, w wieku lat osiemdziesięciu dwóch. W Proroku Codziennym wspomniano o zgonie tak wspaniałego i genialnego zawodnika na stronie szesnastej, w lewym dolnym rogu rubryki 'Różne'. Zmarłemu pięć lat później Krumowi poświęcono cały, wielki artykuł; jemu jedynie dwa krótkie i zbyt zwięzłe zdania.

- Lynch, bądź taki dobry i odłóż to, co trzymasz w ręku, czymkolwiek by nie było - powiedziała powoli, aczkolwiek z nutką groźby w głosie Minerwa McGonagall. - I to już.
Aidan Lynch, pomimo braku najmniejszej chęci zaprzestania bardzo interesującej lektury opisującej najciekawsze manewry w quidditchu, posłusznie, choć z miną pełną oskarżeń skierowanych w stronę profesor McGonagall, schował niezbyt grubą książkę do swojej torby. Nie miał najmniejszego zamiaru prosić się o kolejny szlaban wyznaczony przez najgorszą nauczycielkę, na jaką kiedykolwiek mógł trafić - własną ciotkę, która bynajmniej nie rozumiała powagi całej sytuacji.
- Ale pani profesor, proszę zrozumieć, że sezon qui... - zaczął, pragnąc jej dobitnie uświadomić, że za półtora tygodnia czeka go ostatni mecz w Hogwarcie, oczywiście ze zbyt dobrze przygotowaną do potyczki drużyną Ślizgonów.
Spojrzała na niego wzrokiem pełnym oburzenia.
- Pomimo tego, że jestem opiekunką twojego domu, nie będę tolerować tak nagannego zachowania - odparła, przemierzając salę lekcyjną. - I właśnie przez pana, panie Lynch, Gryffindor traci piętnaście punktów.
- Ale... - Niepewnie rozejrzał się wokół siebie; po raz kolejny żaden z kolegów nie miał zamiaru protestować. - To już się nigdy więcej nie powtórzy, pani profesor.

Dwie godziny później siedział na zazielenionych szkolnych błoniach, bacznie obserwując wylegującą się na brzegu wielkiego jeziora kałamarnicę. Z nieukrywanym zażenowaniem odkrył, że nie ma zielonego pojęcia, jak zda egzaminy końcowe. Okropnie Wyczerpujące Testy Magicznie zbliżały się nieuchronnie, a wciąż miał problemy z najłatwiejszymi transmutacjami zwierząt, nie wspominając już o eliksirach i zielarstwie. Nie, takie przedmioty nie były odpowiednie dla Aidana Lyncha.
Dla dobrze zbudowanego, wysokiego i wysportowanego młodego mężczyzny największą nadzieją na dobrą przyszłość był quidditch.
- Aidan...
Podniósł głowę. Tuż obok niego stała Kate Veneu, śliczna siódmoklasistka z Ravenclawu. Jej jasne i długie włosy połyskiwały w słońcu, a na uroczej twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Poczuł dosyć silne ukłucie w okolicach żołądka.
- Mogę? - zapytała, kładąc dłoń na jego ramieniu.
Z aprobatą pokiwał głową i poczuł, że się rumieni. Nie miał podejścia do dziewczyn; był święcie przekonany, że żadna z godnych uwagi uczennic Hogwartu nie była zainteresowana ślepo zapatrzonym w quidditch prawie osiemnastoletnim chłopakiem. A jednak, prawie pół roku temu na horyzoncie pojawiła się Kate - anioł w ludzkiej skórze, dziewczątko tak śliczne, że swoją urodą przyćmiewało wszystkie inne panny. Aidan widział - i wiedział - że drugiej takiej osoby nie znajdzie przez całą resztę swojego życia i czym prędzej postanowił coś ze swoim wciąż pogłębiającym się uczuciem zrobić. Był chłopakiem nader urodziwym, z wiecznie rozwichrzonymi jasnymi włosami, przystojną twarzą i {podobno} przeuroczym, zadartym noskiem. Przeczuwał jednak, że przegrana pozycja przesądzona została jeszcze przed jego narodzinami i wiele nadziei na sukces nie miał. Z początku trudził się niemiłosiernie, usiłując zwrócić na siebie uwagę dziewczyny; z czasem odkrył, że spędzają ze sobą coraz więcej czasu. W końcu, podczas ostatniej wizyty w Hogsmeade, stało się. Oficjalnie wyznał, że jest nią do końca zauroczony i nie wyobraża sobie życia bez jej towarzystwa. Doskonale wiedział, że w niektórych momentach śmiała deklaracja była wręcz absurdalna i można było ją uznać za czysty żart, jednak Veneu wcale się nie roześmiała. Wręcz przeciwnie, pocałowała Aidana w zaróżowiony policzek i stwierdziła, że słodszego chłopaka w całym swoim życiu dotychczas nie spotkała.
- Martwię się o ciebie - bąknęła w chwili, kiedy żadne z nich nie miało pojęcia, co powiedzieć.
Aidan, zaskoczony do granic możliwości, spojrzał na dziewczynę błagalnym wzrokiem.
- Przecież nie masz o co.
- Mam, Aidanie Lynch, mam. - Jej głos brzmiał zbyt poważnie, żeby można było go zbagatelizować.
Chłopak poczuł, że Veneu ma całkowitą rację. Sam miał w głowie mętlik i nie miał pojęcia, czy to, co wyczynia na sam koniec siódmej klasy jest dobrym posunięciem. Od wielu tygodni ani razu nie przyłożył się do nauki. Zdawał sobie sprawę, że ostatnio nie widział świata poza osobą swojej dziewczyny oraz treningami quidditcha. Ale... od trzech lat liczył, że ktoś dostrzeże w nim świetnego szukającego na skalę światową. To było jego nadzieją. Jedyną nadzieją, zapewniającą wspaniałą i szczęśliwą przyszłość.
- Przecież widzę, że nawet nie przygotowujesz się do egzaminów. W ogóle nie odrabiasz już prac domowych. Gdzie nauka? Gdzie zainteresowanie transmutacją i zaklęciami? Przecież kiedyś tak to uwielbia... - przerwała, nie mając pojęcia, do kogo mówi. Aidan zdawał się jej kompletnie nie słuchać, pewnie już myślał o miotłach, tłuczkach kaflach i... zniczu.
Gwałtownie zerwała się z ziemi i pobiegła w stronę zamku.
Nawet nie usiłował jej zatrzymać. Tęsknie popatrzył w stronę oddalającej się dziewczyny. Nie odwróciła się. Była zbyt dumna i uparta, żeby zawahać się po wyborze, którego sama dokonała. Aidan poczuł, że i on musiał dokonać jakiegoś wyboru. Gdziekolwiek i kiedykolwiek; tak przecież wciąż być nie mogło.

- Panie Lynch, musimy porozmawiać.
Oczy Minerwy McGonagall zwęziły się niebezpiecznie, kiedy tydzień później, po zakończonej dwugodzinnej lekcji transmutacji, zmuszona była zatrzymać swojego siostrzeńca nieudolnie próbującego wydostać się z sali jak najszybciej. Aidan doskonale wiedział, że z własną ciotką nie należy wstępować na wojenne ścieżki; z duszą na ramieniu podszedł do katedry, z której prowadziła wykłady i wbił wzrok w czubki swoich skórzanych butów. Podczas rozmów z nią czuł się jak mały, bezbronny robaczek, skazany na zdeptanie przez rozszalałe, najwyżej siedmioletnie dzieci. Paskudne uczucie, towarzyszące mu już od pierwszej lekcji transmutacji, z każdym rokiem potęgowało.
- Pomimo tego, że nie mam obowiązku informować cię o tym, Aidan - zaczęła, przyglądając się chłopakowi nader podejrzliwie - stwierdziłam, że chyba warto będzie przekazać tobie tą informację.
Wzrok chłopaka powędrował w stronę bardzo skomplikowanego schematu transmutacji ludzkiej. Pośrednia przemiana w psa musiała zdecydowanie boleć, pomyślał z gorzkim uśmiechem na twarzy, wracając piętnaście minut później do Pokoju Wspólnego.
- Proszę dać mi szansę, ja się po...
- Profesor Dumbledore niestety nie ma zamiaru wydalić ciebie ze szkoły za wyniki w nauce, za które moja siostra wraz z mężem i tak od dawna się wstydzi - prychnęła. - Na najbliższym meczu dwoje jegomościów zamierza obserwować twoje poczynania i ufam, że się spiszesz, w przeciwieństwie do egzaminu końcowego z transmutacji. Aidan, nie zdasz z tak marną wiedzą i podejrzewam, że zdajesz sobie z tego sprawę.
Podniósł wzrok i spojrzał na opiekunkę swojego domu. Minę miała co najmniej zdegustowaną jego brakiem wystarczającej wiedzy.
- Mam cztery tygodnie czasu...
- Nie zdasz, Lynch. I bardzo dobrze o tym wiesz.

Trzy następne dni minęły stanowczo za szybko. Ani drużyna Gryffindoru, ani drużyna Slytherinu nie poczuły upływu czasu, który tak bezwzględnie uciekał. Nie pomogły wyczerpujące treningi do późnych godzin wieczornych, ani długie chwile spędzane na analizowaniu coraz bardziej skomplikowanych wykresów manewrów, zwodów i innych kombinacji na pierwszy rzut oka niemożliwych do wykonania - finałowe starcie nadeszło szybciej, niż przypuszczano.
Aidan Lynch nie miał pojęcia, gdzie zapodziały się siedemdziesiąt dwie godziny, podczas których jego myśli bezradnie błąkały się po zapełnionym przez uczniów stadionie szkolnym. Prawie w ogóle nie spał; wkrótce przestał jeść. Perspektywa wystąpienia w meczu, który mógł być pierwszym krokiem w kierunku prawdziwej kariery, napawała go prawdziwym, paraliżującym całe ciało strachem.
Musiał zagrać mecz swojego życia.

Dzień zaznaczony w kalendarzu Aidana Lyncha na czerwono nie przyniósł żadnych złych wiadomości ani katastrofalnych w skutkach wydarzeń; wręcz przeciwnie, wszystko wydawało się spoczywać w stanie błogiego spokoju. Pogoda wyraźnie dopisała - słońce skryło się za szarymi chmurami, wiał delikatny wiaterek; na szczęście wcale nie zapowiadało się na rzęsisty deszcz, nawałnicę oraz straszną burzę. W gruncie rzeczy, dzień finałowego meczu można było uznać za całkowicie normalny i pozbawiony wszelkich, nawet najmniejszych sensacji.
Drużyna Gryffindoru już o godzinie siódmej zebrała się w Pokoju Wspólnym; Matthew Green - wysoki i dobrze zbudowany kapitan Gryfonów - sprawiał wrażenie zbyt zdenerwowanego, żeby sprawnie posługiwać się mową artykułowaną. Wraz z upływem czasu twarze zawodników nabierały kolorów zieleni. Aidan poczuł, jak do jego żołądka nadciąga fala okropnych mdłości.
- Wiecie... no... pewno... na pewno wygramy z Pucho... nie, Kruko... - Matthew ze zrezygnowaniem machnął ręką, dając wszystkim do zrozumienia, że nie stać go na żadną przemowę.
W ciągu kolejnych dwóch godzin w Pokoju Wspólnym zaczęli zbierać się kibice drużyny. Natychmiast zajęli się dodawaniem otuchy zawodnikom, wykrzykując co chwila dopingujące hasła i wyśpiewując hymny ku chwale swoich faworytów. Lynch starał się nie myśleć o ich wielkich nadziejach; wręcz przeciwnie, wkrótce odkrył, że starał się w ogóle nie myśleć.
Matthew Green z malującym się zrezygnowaniem na twarzy, wskazał na portret Grubej Damy. Drużyna Gryffindoru wyszła na szkolny korytarz, pełna obaw, nadziei, i obezwładniającego strachu. Każde z nich dałoby minimum sto galeonów za cofnięcie czasu i wycofanie się z tego wszystkiego.
Teraz jednak odwrotu nie było. Aidan poczuł, że będzie to najgorszy mecz w jego krótkiej karierze; przeczuwał, że pojawią się nieoczekiwane komplikacje i doskonale wiedział, że musi się stać coś złego. Bardzo, bardzo złego.

Trzydziestodwuletni mężczyzna usiadł w obitym zieloną skóra fotelu. Przygładził swoje jasne włosy, które jak zwykle nie dały się uczesać i spojrzał na siedzącą na dywanie dziewczynkę. Wpatrywała się w niego swoimi intensywnie granatowymi oczami, czekając na następne słowa, wypływające z jego ust. Tatuś umie ładnie opowiadać, pomyślała, odgarniając z twarzy długie blond włosy.
- Co było dalej? - zapytała nieco piskliwym głosem i jeszcze raz wbiła wzrok w jego twarz.
Mężczyzna westchnął głęboko, przypominając sobie wydarzenia przed ponad czternastu lat. Tyle razy obiecywał sobie, że nigdy już nie przedstawi opisu tego meczu; Sarah miała jednak na niego silny wpływ. Zbyt silny, odparł w duchu.
- Przegraliśmy, kochanie. - Z jego twarzy zszedł ciepły uśmiech. - Sto dziewięćdziesiąt do stu sześćdziesięciu. Tatuś złapał jednak znicza i przegrana nie była aż tak straszna.
Sarah spojrzała na ojca. Wyglądał, jakby za chwilę miał się rozpłakać.
- Tatuś, ale przecież podobno wygrałeś! - zapiszczała.
Westchnął po raz kolejny, tym razem ciszej. Tyle lat, pomyślał.
- Tak, wygrałem. Dwóch panów zaproponowało mi grę w drużynie Irlandii, wiesz słoneczko? Ale kolegom nie zaproponowali nic; byli źli na mnie, że tak wcześnie złapałem znicza, mówili, że mogliśmy wygrać...
- A nie mogliście? - przerwała podekscytowana wielkim sukcesem ojca.
- Byliśmy naprawdę bardzo, bardzo zdenerwowani i zbyt słabi. Tak, nie okazaliśmy się aż tak dobrą drużyną, jak wszystkim się zdawało, kochanie...
Sarah wstała z dywanu i tupnęła swoją małą, chudziutką nóżką.
- Mogłeś przynajmniej spróbować! Twoi koledzy są teraz pewnie bardzo smutni! - krzyknęła, po czym, najszybciej jak mogła, wybiegła z przestronnego salonu.
Usłyszał jej kroki na schodach prowadzących do sypialni. Owszem, oczywiście, że mogłem córeczko, pomyślał. Ale byłem taki ślepy... Tak głupi.
Spojrzał na misternie rzeźbioną, mahoniową komodę; na stojące na niej zdjęcia w pozłacanych ramkach, trofea mniejsze i większe, medale... Tyle wysiłku, tyle wkładu, tyle serca włożonego w to wszystko... A teraz?
Straciłem prawie wszystko przez swoją głupotę, stwierdził, czując ogarniającą go rozpacz.
- Aidan...
Podniósł głowę. Tuż obok niego stała Kate Lynch, śliczna żona skazanego na dożywotnie odsunięcie od jedynej pasji w swoim życiu szukającego. Uśmiechała się szeroko, opiekuńczo głaskając go po głowie.
- Wszystko dobrze? - zapytała.
Pokiwał głową, patrząc na pokaźnie zaokrąglony brzuch jasnowłosej kobiety.
- Mocno kopie - szepnęła, całując męża w policzek.

A może nie wszystko było stracone?


Epilog, czyli dopowiedzenie niedopowiedzianego.

Aidan Lynch wraz ze swoją drużyną faktycznie przegrał mecz o Puchar Quidditcha. Widząc nieudolną grę reszty zawodników, postanowił obronić honor Gryfonów i złapać znicza. Był doskonałym szukającym – przeciw niemu grał zaledwie czternastolatek ze znikomym doświadczeniem. W osiemdziesiątej szóstej minucie zakończył mecz, łapiąc znicza. Szybko stał się najmniej lubianym chłopakiem wśród wszystkich Gryfonów. Odtrąciła go drużyna, przekonana, że zrobił to tylko dla zapewnienia sobie miejsca w drużynie Irlandii; on sam, oglądając katastrofalny przebieg meczu, już od siedemdziesięciopunktowej przewagi Slytherinu wiedział, że wygrana przeciwników została przesądzona.
Paradoksalnie właśnie tak postąpił Wiktor Krum parę lat później. Zbieg okoliczności i sytuacja z Mistrzostw Świata utwierdziła Aidana w przekonaniu, że decyzja podczas tamtego meczu, rozgrywanego w Hogwarcie, była jak najbardziej właściwa.
Aidan Lynch zaliczył wszystkie egzaminy końcowe, ku wielkiemu zdziwieniu profesor McGonagall oraz Kate Veneu. Pomimo niezbyt zadowalających wyników (dostał jedynie dwa powyżej oczekiwań), postanowił, że po zakończeniu kariery w quidditchu podejmie pracę w Ministerstwie Magii. Ponieważ koniec kariery nadszedł bardzo szybko, w wieku dwudziestu dziewięciu lat objął posadę w Siedzibie Głównej Irlandzkiej Ligi Quidditcha.
Cztery lata po zakończeniu szkoły oświadczył się Kate. Pobrali się siedemnastego lipca, jeszcze tego samego roku. Trzynaście miesięcy później urodziło się ich pierwsze dziecko, córeczka Sarah. W wieku lat trzydziestu dwóch Lynch po raz drugi został ojcem dla synka... Wiktora.
Zbieg okoliczności i splot różnych wydarzeń poniekąd uświadomił mu, że nic nie jest takie, jakim się być wydaje. Wielkie rozczarowania pomieszane z równie dużymi nadziejami na lepsze, zafundowały Aidanowi wybuchową mieszankę, z którą należało się obchodzić jak najbardziej ostrożnie. Pomimo wielu niepowodzeń, zawsze powtarzał, że jest prawdziwym szczęściarzem.
Zobacz profil autora
Souls Master
..::Brom The Legend::.. (Mod)
..::Brom The Legend::.. (Mod)



Dołączył: 20 Wrz 2006
Posty: 768 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z nienacka :D

PostWysłany: Wto 21:07, 13 Mar 2007 Powrót do góry

Eni xD Będe szczery....Dużo lepiej piszesz wieloczęściówki (co sama stwierdzilas) ale sama praca taka zla nie jest na pewno zasluguje na to II miejsce w kategori FF
Jedno wielki Congratulations xD :*

by Souls Master
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)