|
|
Poll :: Oceń: |
:) |
|
100% |
[ 3 ] |
:| |
|
0% |
[ 0 ] |
:( |
|
0% |
[ 0 ] |
|
Wszystkich Głosów : 3 |
|
Autor |
Wiadomość |
Ravyn
..::Shruikan Webmaster::..(ExtraMod)
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 5983
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otchłan Zegarków^^
|
Wysłany:
Nie 7:01, 28 Maj 2006 |
|
No cóż. To będzie dla niewtajemniczonych Tylko dlatego to robię
Rozdział 1
Początek
Wycie. Było dość wyraźne. Mimo, ze panowała śnieżyca wilczyca przedzierała się przez wielkie zaspy. W zębach trzymała coś. Tak... to było wilcze szczenię. Wilczyca zachwiała się. Odwróciła głowę. Ślady zasypał już śnieg. Nawet te przed chwilą powstałe były już zasłonięte białym puchem. Świst wiatru był strasznie głośny. Nie było łatwo przejść. Często zamiast śniegu z nieba leciał grad. Wszystko było takie... groźne. Lecz w końcu... z daleka widać światła. To ludzkie domy. Wilczyca zaczęła przeć naprzód. Pokaleczyła się ostrymi kawałkami lodu, ale to jej nie przeszkadzało. Biegła tak szybko jak tylko mogła. Nie rezygnowała mimo, ze tak bardzo bolały ja łapy i w ogóle wszystko. Była już blisko. Już była w mieście. Doszła do ganku jednego z pobliskich domów. Upuściła szczenię na drewniana posadzkę. To nie było zwykle szczenię lecz... człowiek. Powoli drzwi się otworzyły. W nich stała kobieta. Szybko chwyciła dziecko i spojrzała na wilczycę ze współczuciem. Niestety, zwierze było już martwe. Kobieta weszła do izby i szybko zatrzasnęła drzwi za sobą.
15 lat później.....
Piejący kogut zawsze zapowiada nowy dzień.
-JAAAAAAAAAAAWIEEEEEEEEER!- pulchna kobieta wołała kogoś.
-Już, już – pamiętacie nasze dziecko? To już nie ono, to 15 letni chłopak o bardzo mocnej budowie. Jego czarne włosy są bardzo potargane. Nic dziwnego. Wielkie zielone oczy są tak głębokie jak oceany. To jest nasz Jawier. Ranek zawsze rozpoczyna dzień, zwykle pełen niespodzianek.
-Jawier! Ileż mam cię wołać? – kobieta znów zawołała.
-Już mamo! – krzyknął Jawier. Zszedł po schodach na dół.
-No, Jawier! Chodź tu! –zawołała matka.
-Mogę przynajmniej zjeść śniadanie?! – spytał nieco poirytowanym głosem.
-NIE! Natychmiast tu przyjdź! – wrzasnęła. Jawier szybko założył koszulę i spodnie. Wziął kołczan, a na łuk założył cięciwę. Szybko wyszedł z chaty.
-No, w końcu jesteś – uśmiechnęła się matka – teraz weź ten słoik dżdżownic.
Jawier spojrzał z obrzydzeniem na szklane naczynie. Nienawidził robaków. Bał się jakiegokolwiek dotknąć. Zamknął oczy i szybko chwycił za słoik. Podał go matce.
-Teraz ja wypuszczę te biedne zwierzątka na wolność – jej podekscytowany głos miał w sobie taki dziwny uśmiech.
-Jak można być szczęśliwym wypuszczając te potworki na wolność – pomyślał Jawier – one są obrzydliwe, FUJ!
Jeszcze raz spojrzał na matkę. Była bardzo szczęśliwa.
-Teraz idź, zjedz to śniadanie i na polowanie, już – powiedziała matka.
Jawier wszedł do chaty i powoli zjadł kilka kromek chleba z baraniną. Osiodłał swojego konia, Ninibę, i odjechał.
Jawier był już w lesie. Uwielbiał polować. Ścisnął Ninibę łydkami i pogalopowali. Byli nad strumieniem gdy się zatrzymali. Jawier zsiadł z Niniby i podbiegł do czegoś co wyglądało na ślad wilka. Chłopak szybko pobiegł w kierunku następnych śladów. Podbiegł do krzaków i odsunął gałęzie. Za nimi leżał martwy wilk.
-Będzie co jeść – ucieszył się. Po raz pierwszy od kilkunastu dni znalazł coś dobrego do jedzenia. Zamiast tych wszystkich rzeźnickich mięs z baranów i krów mógł zjeść dziczyznę. Nagle coś zabłysnęło blaskiem większym od słonecznego. Obok wilka leżał przepiekny kamień na łańcuszku.
|
|
|
|
|
|
|
Ravyn
..::Shruikan Webmaster::..(ExtraMod)
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 5983
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otchłan Zegarków^^
|
Wysłany:
Nie 8:34, 11 Cze 2006 |
|
Rozdział 1
Wilk, dziewczynka, wolność
Wyszedł z groty. Przeciągnął się i ziewnął. Wielki smok Rama w końcu wstał. Było jeszcze wcześnie, pora o której gad jeszcze smacznie spał. Jednak teraz się obudził...musiało zdarzyć się coś ważnego. Zaczął węszyć. Wywijał oczami i sapał. Kilka obłoczków dymu wyleciało z jego nozdrzy. Rama rzeczywiście miał powody by zrywać się z snu. Kilka mil dalej działo się coś ważnego. Na Ognistym Drzewie jaja wysiadywała młoda samica feniksa zwana przez innych Redragą. Właśnie dziś nadszedł moment gdy wszystko miało się wyjaśnić. Jaja zaczęły pękać. Jedno pisklę po drugim wychodziło ze skorupki. Jednak Redradze cos nie pasowało. Dwa młode feniksy różniły się od braci. Jeden był biały a drugi czarny... czarny kolor u feniksów oznaczał zły omen. Przez następne 3 miesiące życia Ravyn, bo tak go nazwała Redraga, był nękany przez rodzeństwo i matkę. Zabierali mu jedzenie, dziobali go.... przez 3 miesiące swojego życia tak właśnie było... zaś jego biały brat Rawel był szanowany przez wszystkich. Na szczęście dla Ravyna te trzy miesiące męki przeleciały jak z bicza strzelił. Wtedy feniksy odlatywały założyć swoje rodziny i były już prawie dorosłe. Ravyn poleciał na pobliskie drzewo. Okazało się, że nie daleko tego samego drzewa młodzi czarodzieje urządzili sobie „polowanie”. Ravyn wciąż spokojne siedział na drzewie. Nagle z gęstwiny krzaków wyłoniła się strzała. Była coraz bliżej! Świsnęła obok Ravyna. Chwilkę później Ravyn wykonywał najdziwniejsze ruchy by ominąć groty. Usiadł na gałęzi drzewa. W prawym skrzydle poczuł ból i ciepło. Spojrzał na skrzydło i skrzywił się. Grot strzały był wbity lewe skrzydło. Miedzy piórami spływała ciemno zielona krew. Już później czuł tylko jak zasypia i spada z gałęzi. Świat był cały czarny i bez czasu.
****************
Słońce właśnie wschodziło. Ravyn powoli otworzył oczy. Siedział na jakimś drążku. Nogę miał przykutą łańcuchem do ściany. Zaskrzeczał. Nagle tuż obok siebie zobaczył czarnego jak smoła wilka o szmaragdowych oczach, które świeciły niczym gwiazdy. W drzwiach stała rudowłosa dziewczyna, ubrana w czarną długą suknie i spiczasty kapelusz tego samego koloru. Przy sobie miała sztylet o srebrzystej klindze. Wilk stał przez chwilę w miejscu po czym szybko się uchylił jakby przed coś miało go trafić. Nagle Ravyn usłyszał świst. Tuż obok niego był wbity w ścianę sztylet. Przełknął ślinę. Wilk zawył i powiedział ludzkim głosem
- Jak masz na imię?
- Jestem Ravyn... a ty? - feniks skulił się oczekując ponownego wycia. Wilk jednak nie zawył. Odpowiedział feniksowi
– Jestem Alkea, syn Fewesta i Greszji. A to jest Nedelir.
Ravyn wiedział, że Alkea nie miał złych zamiarów. Nie przejrzał jeszcze tylko duszy dziewczyny. Lecz tego nie chciał robić. Wiedział, ze przeglądając duszę człowieka popełnia straszliwy błąd. Jakieś pytanie wciąż go dręczyło. Tkwiło na końcu języka. Alkea na chwilkę zniknął. Przybiegł z miską pełną szczurów. Nim się obejrzał nie było ani jednego gryzonia. Ravyn w końcu zapytał
–Czy przywrócicie mi wolność?- wydusił. Alkea spojrzał na niego tak jak na mądrego inaczej. Zamrugał kilka razy i odpowiedział
- Jasne, że nie. A coś ty myślał?- Chrząknał dwa razy –- Może jeszcze wylecisz sobie do ciepłych krajów? Nie wiem czy wiesz, ale jesteś jednym z ostatnich feniksów.
Ravyn miał łzy w oczach. Nie dosłyszał chyba ostatniego dania Alkei. Wolność była dla niego tak właściwie najważniejsza... zobaczył przed oczami ogniste drzewo. Potrząsnął głową. Dalej jednak był w tym samym miejscu. Westchnął. Alkea patrzył na niego takim wzrokiem tak samo jak gdy Ravyn zapytał się o swoją wolność.
– Słuchaj...czy to ci coś pomoże? Chyba nic. Wiec proszę nie zachowuj się jak skończony idiota...- warknął Alkea. Ravyn nie lubił jego warknięć. Przerażały go. Ten wilk był inny od tych wszystkich, które znał. Rozumiał go. Nie był głupi. Na pewno nie dał by się wkręcić w jakąś sprawę tak, by Ravyn mógł się stąd wydostać.
- Dosyć! Zamiast mieć łzy w oczach i ryczeć jak małe dziecko lepiej pomyślmy. To ma pasować i nam i tobie. Więc mam pomysł- rzekła Nedelir- Trzeba stąd odejść. Gdzieś na... świeże powietrze. Taka mała wyprawa. Pasuje wszystkim?
Alkea spojrzał na nią jak na idiotkę. Ravyn przez chwilę milczał i się nie ruszał. Nedelir klasnęła w dłonie i szybko przekręciła kluczyk od kajdanów, tym samym uwalniając Ravyna.
- Tylko się zachowuj! Nie chce słyszeć narzekań i innych takich, – odparła Nedelir – idę osiodłać Mamaja. Zaraz wracam.
Alkea odwrócił wzrok i wybiegł z komnaty. Ravyn podleciał do drzwi i spoglądał co jakiś czas a to na wilka, to na drzwi po przeciwnej stronie. Biło z nich światło... światło dnia. Ravyn wrócił do swojego miejsca w komnacie. Przysiadł. Za oknem słyszał dźwięki tak piękne, żywcem wzięte ze skrzypiec. Za oknem w kółko latały nimfy. Były prawie przeźroczyste. Ich skóra miała lekko błękitną barwę. Włosy były ozdobione diamentami, szafirami i rubinami. Dwie nimfy grały na pięknych, srebrzystych harfach. Reszta śpiewała. Ich głosy były tak piękne, że zwykły mężczyzna dałby się im oczarować. Jednak Ravyn nie był, nie jest i nigdy nie będzie człowiekiem, więc odwrócił łeb i słuchał dalej. Usłyszał, ze ktoś go woła. Znów odwrócił głowę do okna. Na dole czekała Nedelir z już osiodłanym koniem. Wyleciał z komnaty i skierował się na drewniane drzwi, które wcześniej widział. Już czuł ten zapach... zapach wolności.
W końcu skończyłam pierwszy rozdział
|
|
|
|
|
Ravyn
..::Shruikan Webmaster::..(ExtraMod)
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 5983
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otchłan Zegarków^^
|
Wysłany:
Pon 8:43, 26 Cze 2006 |
|
Rozdział 4
Wilczyca, człwiek, ucieczka
Jawier biegł co sił w nogach. Energii starczało mu już tylko na kilka długich skoków. Wiedział o tym. Ta świadomość była straszna. Zaraz go dogonią, zaraz będzie po nim. Z dala słychać było tętent kopyt i szczekanie psów. Jawier biegł jednak dalej nie zważając na to wszystko. W końcu zatrzymał się. Był zbyt zmęczony. Jego wszystkie siły powoli go opuszczały. Minął wielki głaz i oparł się o niego. Osunął się na ziemię. Był zbyt zmęczony. Psy już go doganiały. I tak nie miał szans.
Bastard biegł jak najszybciej umiał. Siły miał dużo, a wiedział, ze jest zbyt szybki dla psów. Dużo o nich wiedział. Nie raz musiał uciekać. To był dla niego pryszcz. Lubił uciekać przed nimi i przy okazji patrzeć się jak te niezdarne stworzenia, a mianowicie ludzie, potykają się i krzyczą. Nie złapali by niczego gdyby nie ich psy, które miały dość dobry węch, aby wywęszyć sarnę, jelenia lub lisa. Właśnie wyminął małe jeziorko. Biegł tak szybko jak tylko potrafił.
Wertigo mknął dalej. Nie wiedział gdzie jest choć doskonale znał ten las. A siły i energii miał dużo. Czuł, ze psy go zgubiły..., ze już nie musi uciekać. Nagle usłyszał odgłos łamanych gałązek. Spojrzał za siebie. Psy były blisko. Pobiegł jak najdalej.
Jawier miał tylko mrok przed oczami. Nic nie widział. Słyszał tylko tętent kopyt i szczekanie psów. Były blisko, a on, jeden z najlepszych myśliwych, nie może przed nimi uciec. Zbyt mało siły. Ostatkiem wstał, zawył i znów upadł. Kamień na łańcuszku dziwnie lśnił. Nieziemskim blaskiem. Usłyszał wycie. Otworzył oczy. Widział, ale wszystko było rozmazane. Widział obok siebie tylko jakąś beżową plamę. Plama poruszyła się i zaskomlała. Nie był to typowo psie skomlenie. To była wilk, a raczej wilczyca. Miała czarne skrzydła. Wynurzały się spod jasnego futra. Jawier nagle zaczął widzieć ostrzej. Widział już wszystkie szczegóły. Błękitne oczy patrzyły na niego z troską i współczuciem.
- Zaczekaj – warknął Jawier. Wilczyca nie poruszyła się i znów zaskomlała. Obok niej zjawił się jeździec odziany w tunikę o kolorze głębokiego nefrytu z wzorami wyszywanymi srebrną nicią. Jeździec powoli siadł z czarnego konia i chwycił za czerwoną tkaninę przypiętą do siodła. Powoli obwiązał nią brzuch Jawiera i rzucił naprzeciw niego trochę jakiegoś zielska. Jawier poczuł, ze oczy same mu się zamykają. Usnął z pytaniami w głowie.
Kim jest ten człowiek i ta wilczyca? Co chcą ze mną zrobić? Dlaczego?
|
|
|
|
|
Ravyn
..::Shruikan Webmaster::..(ExtraMod)
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 5983
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otchłan Zegarków^^
|
Wysłany:
Sob 9:57, 15 Lip 2006 |
|
Oki już jest. Trochę więcej treści zajmuje piosenka, ale zrozumcie mnie
Rozdział 1
Oddech śmierci na karku
Młode pisklę właśnie uczyło się latać. Jego skrzydła nie były jeszcze dobrze rozwinięte, ale dość dobrze sobie radziło. Podskoczyło w gnieździe i tak zaczęło naukę podskakiwania. Od podskakiwania do latania. Młode rozwinęło skrzydła. Małe czarne pióra były dziwne. Dwa były połamane, a reszta nie wyglądała lepiej. Matka patrzyła się z miłością na swe dziecko. Zaskrzeczała i otuliła młode skrzydłami.
- Nerien, uspokój się. Masz jeszcze czas – szepnęła gryfica.
- Mamo, ja chce już latać, chce ci pomóc – szepnął Nerien. Jego oczy napełniły się łzami. Zaśpiewał:
Pamiętam dobrze ideał swój
Marzeniami żyłem jak królSiódma rano to dla mnie noc
Pracować nie chciałem, włóczyłem się
Za to do "puszki" zamykano mnie
Za to zwykle zamykano mnie
Po knajpach grywałem za piwko i chleb
Na szyciu blues'a tak mijał mi dzień
Tylko nocą do klubu Puls
Jam Session do rana - tam królował blues
To już minęło, ten klimat, ten luz
Ci wspaniali ludzie nie powrócą
Nie powrócą już
Lecz we mnie zostało coś z tamtych lat
Mój mały intymny, muzyczny świat
Gdy tak wspominam ten miniony czas
Jak dobrze że to nie poszło w las
Dużo bym dał by przeżyć to znów
Wehikuł czasu - to byłby cud
Mam jeszcze wiarę, odmieni się los
Znów kwiatek do lufy wetknie mi ktoś
Matka spokojnie wspominała stare czasy, gdy jeszcze była młoda. Ostrożnie sięgnęła po szczura, który znajdował się w gnieździe. Podała go synowi. Maluch posłusznie zjadł zwierzę. Gryfica spojrzała w niebo. Ostrożnie uniosła skrzydła.
- Wrócę dopiero o zmierzchu – powiedziała i odleciała. Nerien spojrzał w stronę słońca i czekał. Matka nie wracała długo. Nagle usłyszał obok siebie łopot skrzydeł zobaczył znajomego gryfa. Tak, to był jego ojciec. Czarne pióra i te oczy... zieleń z nich biła jak od milionów liści drzew. Ojciec Neriena złapał go za kark i przesłał mu w myśli dwa słowa:
Musimy uciekać.
|
|
|
|
|
Ravyn
..::Shruikan Webmaster::..(ExtraMod)
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 5983
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otchłan Zegarków^^
|
Wysłany:
Czw 11:38, 27 Lip 2006 |
|
Hitoria stworzeni świata:
Najpierw była ciemność. Cisza. Chwilę później wybuch. Ujawnienie się żywiołów. Najpierw była ciemność, a chwile późnije światło. Małe, ale było. Światełko zaczęło robić się coraz większe. Gdy osiągnęło wielkość Gwiazdy Nadziei, największej gwiazdy w wszechświecie, przestało się zwiększać. Znowu dało się słyszeć wybuch. Ogromna fala gorąca przecieła niebo. Kilka ogromnych komet rozsypało się na malutkie kawałeczki. Na tej ogromnej gwieździe wyrosły drzewa oraz wypłynęła woda. Wypiętrzyły się głazy i zamieniły się w góry. Z tym gór wyszedł ogromny wilkołak. Miał w ręce dłuto. Urwał część skały i wyrył w niej ogmromne stworzenie o łapach, które mogly wyrywać drzewa.
- Nazwę cię Niedźwiedziem - powiedział ogromny wilkołak. Gdy skończył się dzień wyrył z litej skały ponad tsiąć róznych zwierząt. Odłozył dluto i ułożył się spać. Gdy się obudził przypomniał sobie, ze zapomniał stworzyć kogoś podobnego do siebie. Chwycił krótką, chudą gałązkę. Powiedział coś i gałązka urosła i stała sie bardzo gruba i mocna. Wilkołak wyrzeźbił w niej stworzenie o przepięknej sylwetce. Łpach pełnych grcji, ale rownież silnymi i mocnymi. Dał storzeniu grube futro, piękne oczy i wielką mądrość. Nazwał je wilkiem. Wilki były wywyższone ponad wszystkie inne zwierzęta. Zawsze miały większe szczęście w polowaniach. Gdy pierwsy wilk stworzył klan, ogromny wilkołak był z tego zadowolony, i tu zaczął się koniec początku.. Wilkom bylo za dobrze i zaczęły się buntować. Następny wilk stworzył klan i tak postalą wojna. Wojna o pożywienie i terytoria. Bractwo Wielkiej Gwiazdy postanowiło zniszczyć wielkiego wilkołaka, który stworzył całe zamieszanie. Gdy go zabito wojn jednak nie ustała...
|
|
|
|
|
Ravyn
..::Shruikan Webmaster::..(ExtraMod)
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 5983
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otchłan Zegarków^^
|
Wysłany:
Sob 8:36, 29 Lip 2006 |
|
Teraz ja coś dam
Gdy zabito wilekigo Wilkołaka, konflikt jeszcze bardziej sie zaostrzył. Wtedy zginął pierwszy wilk. Tak powstałą wojna. To nie byly dobre czasy. Mało jedzenia, ponieważ wszystkie zwierzęta łowne uciekły na druga strone Gwiazdy. Bractwo Wielkiej Gwiazdy postanowiło nazwać gwiazdę Dark Wolf, ponieważ nie było juz dla niej nadziei. A jednak... nadzieja wróciła. Sarene, młody wilk zostł przywódcą klanu Mroku i postanowił chociaż złagodzic wojnę. Pewnego dnia stanął na Skale Nadziei i ogłosił rozpoczęcie odbudowy Dark Wolf, północnej strony gwiazdy. Drugą stronę Bractwo Wielkiej Gwiazdy nazwało Light Wolf. Sanere chciał by i ta strona gwiazda nosiła imię swojej siostry. Pewnego rzu gdy Sanere usłyszał, czyiś głos wołający o pomoc. Pobiegł przez Las Śmierci i zatrzymał się przed ogromna przepaścią. Tam na jednej łapie wisiał tuż nas przepaścią, młody wilk Sua. Sanere złapał go za kark i wciągnął na górę.
- Usłyszałem... strumień. - Sua cały dygotał. Nie było sensu dalej go wypytyać. Sanere zaniósł go do obozowiska i tym razem z Basatradem, pobiegł nad przepaść. Gdy pzysłuchał się bliżej usłyszał miły dla uszu takt. Szemrzenie piękniejsze od liści, który trzeszczały na wietrze. Piękniejszy od trzaskającego ognia. Piekniejsze od czego kolwiek... WODA. Strumień płynął w przepaści, wąskiej dolinie. Brak urodzaju na Dark Wolfie sprawiał iż jeszcze bardziej chciało się zejśc i napic wody. Wcześniej ptaki z Light Wolfa dostarczały im wodę i leciały tym samym na pewną śmierć. Sanerezszedł na dół. Oczywiście Basatrd także. Gdy doszli na dół upewnili się. Rzeczywiście w dole przepaści płynął strumień...
C.D.N
|
|
|
|
|
Ravyn
..::Shruikan Webmaster::..(ExtraMod)
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 5983
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otchłan Zegarków^^
|
Wysłany:
Śro 8:40, 02 Sie 2006 |
|
Oki to dam Fedartuna drugi rozdział :
Interbaka
- Blask... Blask Interbaki. Mały już ja znalazł – szepnął wielki mędrzec, jednej z wilczych watah. Był Szamanem. Znał tajemnice każdego wilka i każdego zwierzęcia lub też człowieka. Teraz szukał, przez 15 lat, jednego wilka, by ten powrócił do domu. Aby Jawier wrócił do domu.
-Ardhell! Mamy go – krzyknął. Jeden ze starszych wilków podszedł do Szamana.
- Jak on wygląda Uran – zapytał Ardhell. Mędrzec natychmiast pokazał mu jeziorko. Na jego tafli błyszczał chłopiec.
-Więc już ją znalazł, bardzo dobrze – szepnął Ardhell.
Jawier trzymał w rękach błyszczący, srebrny kamień. Wilka obdarł ze skóry i założył ja na siebie. Mięso zaś schował do skórzanej torby. Wsiadł na Ninibę i szybko wrócił do domu.
- W końcu jesteś! – Matka Jawiera uścisnęła go mocno. Jako kucharka była
niezastąpiona, ale gdy chodziło o matczyną troskę to była, aż w przesadzie dobra. Jawier wyrwał się z jej objęć i szybko wbiegł do chaty. Przycisnął kamień do piersi i rozejrzał się. W izbie nie było nikogo. Pobiegł szybko po schodach do swojego pokoju. Usiadł na drewnianym łóżku i szybkim ruchem przytrzymał opuszkami palców koniuszki łańcuszka. W blasku słońca kamień był jeszcze piękniejszy niż, gdy widział go pierwszy raz. Jawier ostrożnie założył go na szyję. Nagle usłyszał huk i widział tylko ciemność. Gdy wstał strasznie rozbolała go głowa.
-C-c-c-o t-t-t-o j-j-jest-t – powiedział, ale zamiast słów z jego ust dało się słychać skowyt. Tak smutny, a tak piękny. Bał się. Spojrzał w zakurzone lustro. Mimo wszystko zobaczył swe odbicie. Był wilkiem...
Znów ciemność, to dziwne uczucie pustki i strachu. Słyszał ją... matka go wołała. Znalazł pergamin. Matka potrafiła czytać. Mogła spokojnie dowiedzieć się co się stało z jej synem. Tylko był jeden problem.
-Ja nie umiem pisać... – pomyślał. Matka uczyła go kilku liter, ale już niczego nie pamiętał. Pomyślał o tym mocno. Nie mógł wytrzymać... Wypowiedział kilka słów a brzmiały one tak...
CDN
|
|
|
|
|
Ravyn
..::Shruikan Webmaster::..(ExtraMod)
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 5983
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otchłan Zegarków^^
|
Wysłany:
Wto 22:00, 03 Paź 2006 |
|
(Przerwa. Jak zwykle słychać krzyki i wrzaski. Z dala słychać odgłos dzwonka. Ucznioie wchodzą do klasy.)
Uczeń 1: Jak zwykle się spóźnia. I to my mamy spóźnienia?! To je powinni wpisać kilka do dziennika.
Uczeń 2: Mówią, ze ma cos z gardłem.
(Nagle zapada cisza. Słychać muzyczkę ”Darth Vadera”. Po chwili wchodzi darth Vader z dziennikiem. Syczy.)
Darth Vader: (syczenie) Dziś do odpowiedzi przyjdzie... Gawron Eustachy!
Gawron: (podchodzi z opuszczona głowa i zeszytem. Kładzie zeszyt na ”biurko”. )
Darth Vader: Powiedz mi co wiesz o zubrach...(syczenie).
Gawron: Żubr... żubr występuje w puszczy!
Darth Vader: (Spogląda do dziennika) Coś jeszcze?
Gawron: I... i powstaje z jęczmienia!
Darth Vader: (Spogląda na ucznia) Dobrze. A teraz pokaż mi stolice Polski.
Gawron: (bierze mapę z książki i pokazuje)
Darth Vader: WAŁBRZYCH?! Chyba się udławię. Od kiedy to Wałbrzych jest stolica Polski?
Gawron: (Spogląda ze strachem na Darth Vadera) Kiedy tylko Jimmy powiedział „Bamboocha na Wałbrzych”!
Darth Vader: No dobra... wracaj. Piątka.
(„We are the champion’s”)
Darth Vader: (Pokazuje zapisane kartki, to sprawdziany, znów muzyczka Darth Vadera, syczy) Gienia!!!!
Gienia: (Podchodzi ze zrezygnowana miną, bierze sprawdzian i odchodzi.)
Uczeń 3: Co dostałaś?
Gienia: Mniej niż zero...(siada do ławki)
Uczeń 1: Jaki temat?
Uczeń 2: Nie wiem. Jeszcze nie mówił.
Gawron: Cicho! Bo jeszcze coś nam powstawia!
Darth Vader: Boniek, Gadek, Gawron! PAŁA!
Boniek: Już po mnie!
(Dzwonek na przerwę, uczniowie wybiegają z klasy. Darth Vader wychodzi.)
Scena II – Na przerwie.
(Przez chwile słychać krzyki i wrzaski. Później wszystko się cisza i wchodzą dwaj nauczyciele)
Nauczyciel 1: O matko!
Nauczyciel 2: O ojcze! Co miałeś?
Nauczyciel 1: 6 E
Nauczyciel 2: Wytrzymałeś z nimi? Niemożliwe.
Nauczyciel 1: Nie uwierzysz. Nie wytrzymałem (zaczyn chrypieć.) Jutro idę na chorobowe chyba.
Nauczyciel 2: Nie żartuj! Jutro mam zastępstwo z 6E! Nie zostawisz mnie samego!
Nauczyciel 1: Chyba będę musiał. Nie martw się. Czekają cię jeszcze przystawki.
Nauczyciel 2: To znaczy?
Nauczyciel 1: 4D, 5A i inni. W rolach głównych : Damięcki i Grzelak.
Nauczyciel 2: Będę się dzisiaj przez całą noc modlił! Z takimi nie wytrzymam.
Nauczyciel 1: Może do mnie dołączysz? Spotkamy się w przychodni.
Nauczyciel 2: Dobra. Zmieńmy temat. Słyszałeś ostatnie zarządzeni Wesołego Romka?
Nauczyciel 1: Mundurki czy co znowu wymyślił?
Nauczyciel 2: Zmienią dyrektora. I hymn też. Teraz będzie taki: (zaczyna nucić) Jestem wesoły Romek, mam na przedmieściu domek, a w domku wodę, światło i gaz, więc zaśpiewam jeszcze raz...
|
|
|
|
|
Ravyn
..::Shruikan Webmaster::..(ExtraMod)
Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 5983
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otchłan Zegarków^^
|
Wysłany:
Sob 20:20, 07 Paź 2006 |
|
Teraz ja wkleję moją twórczość
( Gwiazda śmierci, o dziwo naprawiona przez pracowite eee... pracowitych, rebeliantów , wchodzi Darth Vader i Luuk Skajłoker. )
Darth Vader: SZSZSZSZSZSZ!!!
Luuk Skajłoker: Ludożerka chce cukierka (żywcem ściągnięte od Mrumrusów )
Darth Vader: (patrzy się na Luuka dziwnym wzrokiem i rzuca mu krwistego cuksa )
Luuk Skajłoker : (zjada cuksa i zaczyna się ślinić)
Darth Vader: Otaczają mnie kretyni (Król Lew )
Luuk Skajłoker: ŁAAAAAAAAAAAAA! Tatusiu! Mozesz sie ze mną pobawić?? NO DALEJ!
Darth Vader : (wstaje, ze zrezygnowaną miną, podsedl do Luuka) Dziecko kochane. Przestań, mam dużo do pracy (odchodzi)
Luuk: TATUSIU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! No siupel... (spogląda na półkę) O! TV! Gdzie jest ten cholerny pilot?(Znjaduje pilot, włącza TV)
TV: "Sorry,nie mogę! Musze odwiedzić babcię w Wałbrzychu..."
Luuk: To do mnie?
CDN
|
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
| |